Na pierwszy rzut weźmiemy pod lupę metodę dość oczywistą, którą podskórnie czuje każdy z nas i jednocześnie, którą rzadko stosujemy w swoim codziennym życiu.
Metoda ciekawskiego dziecka
Nazwę tej metody zaczerpnęłam z mojej ostatniej lektury „Włam się do mózgu” Radka Kotarskiego, którą serdecznie polecam wszystkim czytającym 🙂 Znaleźć tam można wiele naukowo popartych przykładów dla skuteczności poszczególnych technik uczenia się.
Tak jak pisałam już wcześniej, małe dzieci intuicyjnie wiedzą, w jaki sposób najlepiej jest uczyć się – stymulować mózg do pracy. Dzieci zajmują się tym, co jest dla nich interesujące, pracują wtedy z pasją i zaangażowaniem i dzięki temu przyswajają wiedzę najefektywniej, poprzez osobiste doświadczenie.
Jeszcze gdy dzieci są małe, podążanie za ich intuicją jest proste dla dorosłych. Nie ma też (aż tak dużej) presji na zdobywanie wiedzy w określonym czasie. Dzieci rozwijają się w różnym tempie, ale w większości poznają świat w oparciu i naturalne natchnienia i instynkty.
Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się w przypadku dzieci starszych, nastolatków i dorosłych. Wtedy z bardziej lub mniej znanych powodów zarzucamy podążanie za natchnieniami i uczymy się różnych rzeczy (a przynajmniej usiłujemy się ich uczyć) wtedy, gdy ktoś uzna to za stosowne.
Efekty są opłakane – nic nie wchodzi nam i dzieciom do głowy, wszyscy się zniechęcają, denerwują i zaczynają kojarzyć naukę z przykrą koniecznością.
Tymczasem zachęcam Was, by zarówno w przypadku Waszych młodszych i starszych dzieci, jak i w naszym osobistym przypadku spróbować wykorzystywać metodę ciekawskiego dziecka.
Na czym polega ta metoda?
Mówiąc ogólnie, na podążaniu za swoimi naturalnymi natchnieniami i ciekawością, która pojawia się nawet w najbardziej nudnym temacie, z jakim mieliśmy okazję się zaprzyjaźnić 🙂
Wzorując się na małym dziecku, które poznając nową sytuację czy przedmiot podąża za tym co podpowiada mu ciekawość – poznając but zerka często w nietypowe miejsca, rzuca nim, uderza, gr na nim itp. Zadaje pytani, które często nie przyszłyby nam do głowy. Pyta o to, co jest dla niego INTERESUJĄCE.
Jest to ważne, ponieważ podążanie za naturalną ciekawością angażuje w naszym mózgu EMOCJE, a one właśnie zapisuję informację na nasz twardy dysk 🙂 Działają jak utrwalacze. Pamiętamy to, co je wywołuje.
W PRZYPADKU MAŁYCH DZIECI możemy ograniczyć się do podążania za tym co one same doskonale już wiedzą – czyli za tym, co je interesuje. Nie usiłujmy uczyć ich literek, gdy nie a nimi zupełnie zainteresowane, Wykorzystujmy okresy fascynacji jakimś tematem, by w ten sposób mózg miał jak najlepsza okazję do gimnastykowania się, a dziecko do jednoczesnej frajdy i rozwoju. Maluch lubi liczyć? Liczcie wszystko i wszędzie. Liczcie kroki, liczcie spadające liście, liczcie gwiazdy, Kafelki w domu, panele na podłodze. Zastawiajcie się ile by ich było, gdyby dołożyć kolejną ścianę i kolejną. Liczcie nawet litery w wyrazach – kto wie, może w taki sposób uda się przemycić choć trochę czytania? 🙂
Wykorzystujcie otwarte okna rozwojowe – to dzięki nim dziecko chętnie zajmuje się jakimś obszarem. Co ciekawe, jest skłonne robić to o wiele dłużej i intensywniej niż wtedy, gdy my narzucamy mu temat jego rozmyślań. Dzięki temu dziecko wynosi ze swoich aktywności o wiele więcej korzyści, a przecież o to właśnie nam chodzi, prawda?
JEŚLI CHODZI O STARSZE DZIECI, MŁODZIEŻ I DOROSŁYCH sprawa nieco się komplikuje, ale i tu uda nam się znaleźć jakieś rozwiązanie 🙂
W przypadku starszych dzieci i dorosłych nie zawsze mamy możliwość podążania za naturalnym zaciekawieniem w pełnej dowolności. Czasami trzeba nauczyć się konkretnej rzeczy i już. Warto wtedy:
-
Bazować na materiale, który nas interesuje, na przykład przy nauce czytania czytać marki samochodów (u fana motoryzacji) lub przepisy kulinarne (u młodego masterchefa). Przy nauce liczenia podpierać się materiałem bliskim dla dziecka – liczenie samochodów, liczenie zwierząt, liczenie kolczyków w szkatułce mamy 🙂 Dodatkową korzyścią będzie jeśli oprzemy naszą pracę o osobiste doświadczenie dziecka i/lub ruch. Liczenie samochodów podczas spaceru, czytanie przepisu w trakcie gotowania itp. Wzbudzamy w ten sposób w dziecku ciekawość i motywację do działania, a dodatkowo może ono jasno zobaczyć efekt swoich starań.
-
w przypadku bardziej abstrakcyjnych tematów (wydarzenia historyczne, zagadnienia biologiczne itp.) warto zastanowić się CO NAS W TYM ZAKRESIE INTERESUJE. Na przykład ucząc się o dziejach jakiegoś króla i śmiesznym przydomku, warto podążyć za swoją naturalną ciekawością. Na przykład: dlaczego miał taki, a nie inny przydomek, ile miał żon, dlaczego aż tyle itp. Szukając tej wiedzy prawdopodobnie i tak natkniemy się na informacje, których mieliśmy się nauczyć. Przebiegnie to jednak w o wiele ciekawszy sposób.
Domyślam się, jakie są Wasze obawy
W głowach wielu rodziców pojawi się wątpliwość lub pytanie: czy nie będzie to za bardzo czasochłonne? Nie mam czasu na taką zabawę!
Badania pokazują jednak, że nauka metodą ciekawskiego dziecka nie tylko zajmuje podobną ilość czasu, co tradycyjne „wkuwanie”, ale zapamiętujemy nowe informacje na dłużej. Ślad w naszej głowie jest trwalszy, bo podparty został emocjami, a nie bezmyślnym powtarzaniem nieinteresującej nas wiedzy.
Jeśli więc twoje dziecko w trakcie nauki zada Ci dziwne pytanie związane z przerabianym przedmiotem – zachęcaj je do poszukiwania tej wiedzy. Nie zbywaj pytań i komentarzy dziecka jako rozpraszające bądź niemądre. Dziecko intuicyjnie wie, że podążanie za tym, co je ciekawi, jest dla niego właśnie tym, czego potrzebuje 🙂
Co sądzicie o tej metodzie? Stosujecie ja w praktyce? Jak się sprawdza?